Godziny dzielą nas od ostatniego akcentu maratonu wyborczego zapoczątkowanego jesienią 2018 roku. Do urn chodziliśmy co pół roku. Mnie, przez ten czas nasunęło się kilka wniosków – część o czysto wyborczym charakterze, jak i z gatunku społeczno-polityczno-socjologicznych. Co się okazuje?
Otóż, na wybory, bez względu na to czego dotyczą, nie chodzi około 40% uprawnionych. Z tych co w nich biorą udział, nieco ponad 40% głosuje na Zjednoczoną Prawicę, około 30% stawia na wciąż mutującą w różnych kierunkach Platformę Obywatelską, a nieco ponad 20% wybiera z kilku mniejszych ugrupowań lub ich konstelacji.
Druga tura wyborów prezydenckich siłą rzeczy jeszcze bardziej nas polaryzuje. Twarde elektoraty, czekają w blokach startowych, żeby się jednoznacznie wypowiedzieć, a niezdecydowani kuszą kandydatów swoim… niezdecydowaniem.
Prezydent Andrzej Duda jest w trudnej sytuacji. Niestety dla niego, wszystkie osiągnięcia tej kadencji już się nam opatrzyły i nie ma efektu świeżości.
Poprawa sytuacji wszystkich rodzin – nie tylko zwolenników PiS-u. Wsparcie wszystkich seniorów – nie tylko tych spod znaku „moheru”. Propozycje i udogodnienia dla wszystkich młodych i przedsiębiorczych Polaków – nie tylko tych z prawicowych młodzieżówek. Wyższe zarobki, niskie bezrobocie, dobry stan gospodarki, stabilne finanse publiczne i rosnące znaczenie międzynarodowe naszego już „nie teoretycznego” państwa.
Cóż zrobić… Nastała szara rzeczywistość, której nikomu nie chcemy dopisać jako „plus” do wyborczego konta, a i „kamieni kupa” też już poszła w niepamięć.
Rafał Trzaskowski, wiceprzewodniczący PO, jest w lepszej sytuacji. Wystarczy, że jakby nagle „nawrócony” zmieni poglądy o 180 stopni. Powie, że się partii nie słucha tylko żony, rzuci na lewo i prawo obietnicami wręcz wzorcowej współpracy z rządem i parlamentem, odsłaniając jednocześnie jak wielki w nim tkwi „kompleks prezesa”. Da zgodę na paradę równości, na marsz niepodległości, komuś doda, bo PiS daje za mało, a innemu obieca liberalizację podatków.
Oj, lubią niektórzy takich „świeżych” kandydatów.
Kiedy w ostatnią niedzielę ksiądz podczas kazania zachęcał do pracy nad sobą, nie wiedzieć czemu pomyślałem: ilu z tych ludzi stojących dookoła mnie zagłosuje na Andrzeja Dudę, ilu na Rafała Trzaskowskiego, a ilu wcale nie pójdzie na wybory? Szybko jednak zarzuciłem tę analizę, bo przecież niedługo znowu spotkamy się w kościele, na niedzielnej Mszy Świętej. I wolny od jakichkolwiek uprzedzeń, jak zwykle przed komunią, przekazałem wszystkim znak pokoju. Tak po prostu, z serca.
Senator Krzysztof Słoń