Pisali tak Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Leopold Staff czy Julian Tuwim. Ich poezję wyróżniały, oprócz głębokiej treści, rymy i określony rytm oraz bogactwo środków wyrazu. Dziś na literackich salonach króluje wiersz biały, który stara się wymykać dawnym regułom. Ale miłośnicy wiersza klasycznego też mają święto. Już po raz 7. Miejski Dom Kultury w Sulejówku zorganizował Ogólnopolski Konkurs Poetycki „O Buławę Marszałka”.
Swoich sił w tradycyjnej formule liryki postanowił spróbować uczący Szkole Podstawowej w Mójczy polonista Łukasz Wilczkowski. Efekt? 1. miejsce… i to w dwóch kategoriach. Jury konkursowe uznało, że utwór pt. „Chociaż nie noszę kapeluszy” zasłużył na miano najlepszego w kategorii „wiersz miłosny”, a inny pt. „Dobrze się składa” w kategorii „wiersz dowolny”.
Wiersz klasyczny, opiewający piękno i tradycję języka, opiera się przede wszystkim na bogactwie środków stylistycznych oraz na twórczej dyscyplinie. Polega ona na regularnej, stroficznej budowie, powtarzalności rytmu bazującego na odpowiedniej liczbie sylab w wersie, stosowaniu rymów oraz inwersji i przerzutni. Tak ważne są tu: metafory, epitety, ożywienia, porównania, symbole… Czy taki sposób pisania wierszy poszedł już do lamusa?
Okazuje się, że wiersz klasyczny wciąż jest w modzie, a jego zwolennicy stanęli w szranki, aby to udowodnić i przy okazji powalczyć o laury o VII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim Wiersza Klasycznego o „Buławę Marszałka” w Sulejówku. Nas cieszy, że zmagania te zakończyły się podwójnym triumfem polonisty z gminy Daleszyce – Łukasza Wilczkowskiego. Oto zwycięskie liryki. Zapraszamy do lektury.
CHOCIAŻ NIE NOSZĘ KAPELUSZY
Chociaż nie noszę kapeluszy,
mimo że gasnę przed kurtyną,
z Tobą na ustach w świat wyruszę,
nim minę to, co musi minąć.
Chociaż wyrosłem z kilku marzeń,
przelałem kroplą złudzeń czarę,
wierzę, że Tobie się przydarzę,
że jestem szyty na Twą miarę.
Z pradawną wiarą, tą ze źródła,
spłyną nam lata i jesienie.
Droga jest piękna, gdy jest trudna.
Niebo jest zacne, bo trwa ziemia.
A Ty tu stroisz się w zapachy,
oblekasz w barwy nienazwane,
chociaż masz w sobie wszystkie strachy,
nam los napisze wspólny taniec.
Rozwiejesz hen mistrale wspomnień,
po chwilach wejdziesz jak po schodach,
wymilczysz pieśni wiekopomne,
popłyniesz jak letejska woda.
W zamian nawlokę snów kamienie,
na pięciolinie, na powieki.
Na palcach pójdę, gdzie wiatr drzemie.
Ogrzeję w dłoniach wodę rzeki.
DOBRZE SIĘ SKŁADA
Dobrze się składa,
że tak wypada,
by zawsze nieść marzenia.
Gdyby nie tobół z marzeniami,
w posadach tkwiłaby ziemia.
Obrosła w pióra
cierpliwa skóra,
jeżył się włos na głowie.
U stóp dwa światy – po jednym kroczę,
a drugi zaistniał w słowie.
Tętent rumaka,
świat z lotu ptaka
czekały na odkrycie.
Spostrzegł to taki, którego dzieje
spoczęły w niejednym micie
Nie fanfarony,
blade androny.
Niebieskie są migdały.
Kto ich skosztuje, poczuje w sobie
nadziei dotyk nieśmiały.
Człowiek tak nagle
rozwinął żagle,
złapał wiatr jak motyle.
Spotkam się z nim na skraju drogi.
Będziemy łykać bakcyle.
Dobrze to wiedzieć –
po naszym niebie
tańczą bezpańskie marzenia.
Tam jak spod ziemi wychodzą sny,
czekając swego ziszczenia.
Warto też dodać –
świata uroda
buja się gdzieś w obłokach.
Tam świata strony łączą się w pary.
To stąd o jeden rzut oka.
Dobrze się składa,
że to nie lada
wyzwanie gryźć się z sumieniem.
A te wciąż wzywa, milcząc jak noc,
jak tłum wszędobylskich cieni.