Z kolejnego turnusu rehabilitacyjnego „Razem Łatwiej” wróciła z Sarbinowa nad Bałtykiem, ponad osiemdziesięcioosobowa grupa niepełnosprawnych z opiekunami. Było wśród nich kilkanaście osób poruszających się na wózkach. To już 33. wyjazd zorganizowany przez senatora Krzysztofa Słonia, założyciela i prezesa Świętokrzyskiego Stowarzyszenia „Niepełnosprawni Plus”, które za dwa lata będzie obchodziło jubileusz 30-lecia istnienia
Skąd taki właśnie pomysł na spędzanie wolnego, wakacyjnego i urlopowego czasu? W naszej diecezji wszystko zaczęło się od wczasorekolekcji zorganizowanych po raz pierwszy w 1980 roku przez Sługę Bożego ks. Wojciecha Piwowarczyka, który sam – mając wtedy blisko 80 lat – powołał duszpasterstwo osób niepełnosprawnych i chorych oraz zainicjował budowę domu dla niepełnosprawnych w Piekoszowie. Wtedy nam, zaangażowanym w duszpasterstwie akademickim studentom z WSP i Politechniki Świętokrzyskiej bardzo się ta charytatywna idea spodobała.
TOTALNA PARTYZANTKA
Organizowaliśmy regularne spotkania i wakacyjne wyjazdy dla niepełnosprawnych i chorych. Czasy były trudne, integracja w Polsce w powijakach. Należało przecierać nowe szlaki. Pierwsze turnusy w Szewnej, Zielenicach, na plebani w Sułoszowie, warunki spartańskie, ale nasz entuzjazm i zadowolenie niepełnosprawnych rekompensowały wszystkie niedostatki. Potem z błogosławieństwem biskupa Mieczysława Jaworskiego, z grupą zapaleńców i z pomocą kieleckiego MOPS-u i Caritasu zacząłem organizować wczasorekolekcje w Pińczowie, w domkach kempingowych nad zalewem. Msze św. w plenerze. Wszystkie możliwe bariery architektoniczne. Żadnych podjazdów, toalety i prysznice wspólne w podwórzu. Posiłki przygotowywaliśmy we własnym zakresie w świetlicy na polu namiotowym. Totalna partyzantka. Ale kilkudziesięciu niepełnosprawnych co roku czekało na ten czas z utęsknieniem. My, opiekunowie, też. Co ciekawe właśnie te wyjazdy, w trudnych przecież warunkach, wszyscy bardzo dobrze wspominamy. Co roku w czasie turnusu organizowaliśmy jakąś ciekawą wycieczkę. Byliśmy w Zakopanem, nad Morskim Okiem, na spływie Dunajcem, nad Soliną w Bieszczadach, jechaliśmy tamtejszą kolejką wąskotorową Odwiedziliśmy Częstochowę, Niepokalanów, Kraków i Łańcut. Niezapomniane przeżycia. Dla naszych „wózkowiczów” niemożliwe stawało się możliwe. Do tej pory się zastanawiam, jak to wszystko się udało logistycznie poukładać.
WYCIECZKI I ATRAKCJE
Od 2000 roku, gdy turnusy można było organizować wyłącznie w ośrodkach przystosowanych dla osób niepełnosprawnych, zaczęliśmy jeździć do innych miejscowości. Raz było Zakopane. Ośrodek na stoku Gubałówki. Pięknie, chociaż z wózkami w górach ciężko. Wszyscy wspominamy wycieczki w cudowne tatrzańskie doliny i kolejną wyprawa nad Morskie Oko. Potem jeździliśmy już tylko do miejscowości nadmorskich. W niektórych byliśmy tylko raz, do innych wracaliśmy częściej. Znamy jak własną kieszeń Sarbinowo, Międzywodzie, Niechorze, Mielno, Dziwnów, Gdańsk-Sobieszewo, Mrzeżyno. W czasie tych nadmorskich turnusów też zapewnialiśmy dodatkowe atrakcje: festiwal w Sopocie, koncert finałowy „Lata Z Radiem” w Gdyni, FAMA w Świnoujściu, zlot żaglowców w Szczecinie, Międzyzdroje, zabytki Kołobrzegu, Gdańska, Westerplatte, rejs na Hel oraz wiele innych ciekawych przedsięwzięć.
Oczywiście oprócz atrakcji wczasowych, nie zapominamy o duchu rekolekcyjnym wyjazdów. Tak jak nas nauczył ojciec Piwowarczyk, wciąż jest codzienna Msza Święta, koronka do Miłosierdzia Bożego, wspólne modlitwy na początek i koniec dnia. Niepełnosprawni bardzo sobie zawsze chwalą obecność i posługę duchową naszego turnusowego kapelana. To wszystko pozwala doładować akumulatory na cały rok.
PODSTAWA UDANEGO WYJAZDU
Poza tym staramy się bardzo aktywnie spędzać czas. Jest rehabilitacja, wspólne spacery, zakupy, plażowanie, spotkania w kawiarni, wieczorki pogodne i taneczne, spotkania przy ognisku z gitarą i śpiewem, wspólne podziwianie zachodów słońca na plaży i wiele innych zwykłych i niezwykłych wydarzeń, które się później ciepło wspomina. I zawsze pytania: co z przyszłym rokiem? Ja odpowiadam, że jeśli tylko starczy zdrowia i sił, a przede wszystkim jak znajdę grupę gotowych na wyjazd, oddanych wolontariuszy, to czemu nie. Dobrzy, serdeczni i bezinteresowni opiekunowie to podstawa udanego wyjazdu. Mamy kilka małżeństw wśród opiekunów, a w tym roku para naszych wolontariuszy postanowiła wziąć ślub właśnie na turnusie. Mieliśmy piękne, wspólnotowe wesele , z tortem, tańcami i śpiewem.
Dla mnie turnusy to zawsze totalna zmiana tego, co robię na co dzień, taka odskocznia. I chociaż nie jest łatwo być opiekunem, nie wyobrażam sobie inaczej spędzać urlop. I nie przeszkadza mi to, czy pełnię taką czy inną funkcję. Wiem, że gdybym zaprzestał organizowania tych turnusów, zawiódłbym bardzo wielu ludzi. Wciąż odczuwam ogromną satysfakcję i sprawia mi frajdę widok uśmiechniętych i wdzięcznych za takie konkretne
działanie ludzi. Do tego jeszcze turnusy wczasorekolekcyjne naszego stowarzyszenia spotykają się zawsze z życzliwą pomocą ludzi i instytucji. To też daje mi pozytywną energię do działania.