Nie boi się brutalnej walki, woli walczyć toporem, a nie mieczem – poznajmy Annę Moćko, rycerkę z powiatu kieleckiego.
Nasza bohaterka pochodzi z gminy Masłów, jej pasją są rekonstrukcje i walki rycerskie. Na swoim koncie ma czwarte miejsce na mistrzostwach świata w sportowych walkach rycerskich „Bitwa Narodów 2019”, które odbyły się w Serbii.
Zanim została rycerką… była rekonstruktorką epoki wczesnego średniowiecza. Jest członkinią Klubu Historycznego HIRD, który zajmuje się odtwarzaniem życie Skandynawów i Słowian w epoce wikingów.
Choć wikingowie byli bliscy jej sercu, zaczęła trenować walki rycerskie.
– W klubie miałam ciągłą styczność z walką, która od początku mnie zaczarowała. Zaczęłam chodzić na treningi do Michała Bednarskiego, trenera walki wczesnośredniowiecznej – opowiada Anna Moćko.
Na turnieje zaczęła najpierw jeździć jako obserwator, następnie jako pomocnik, tzw. support zawodników. – Urzekła mnie brutalność tego sportu i wszechstronność, jaką musi wykazać się rycerz – wspomina. Od 2019 roku czynnie uczestniczy w turniejach jako zawodniczka. – Walki rycerskie są normalnym sportem. Oczywiście ten sport wyróżnia zbroja. Musi ona spełniać wymagania historyczności, ale nie jest to typowa rekonstrukcja historyczna pod zamkiem – zaznacza jedna z nielicznych walczących kobiet w Polsce. – Mój pierwszy turniej odbył się w Pradze na początku 2019 roku. Zajęłyśmy wtedy drugie miejsce. Nigdy nie zapomnę połączenia ekscytacji i stresu, które czułam przed walkami. Natomiast już podczas samych walk te emocje odpływały, zostawiając tylko uczucie agresji i wolności w szrankach – opowiada.
Ciężka praca i zaangażowanie w treningi zostały również zauważone na szerszej płaszczyźnie. Kapitan narodowej kadry żeńskiej zaproponował Annie uczestnictwo w Bitwie Narodów, jednej z największych imprez dotyczących rekonstrukcji średniowiecznej na świecie. – Zgodziłam się bez wahania, to w końcu mistrzostwa świata i szansa na reprezentowanie kraju – mówi. Udział w tym największym festiwalu rycerskim był zarazem największym wyzwaniem dla wojowniczki. Stoczyła tam jedną z najtrudniejszych walk. – Walczyłyśmy wtedy z Finkami o trzecie miejsce. Na swojej stronie pola wychodziłam na kapitan drużyny Fińskiej. Była ode mnie o głowę wyższa i większa. Moim zadaniem było nie dać jej pomóc swoim koleżankom z drużyny. W pierwszej rundzie to się udało, natomiast w drugiej… w pewnym momencie zostałam wprost przyciśnięta do ziemi – opowiada. Polska drużyna żeńska w kategorii grupowej zajęła wtedy czwarte miejsce.
Anna walczy w formule Bohurt, czyli w walce grupowej pięć na pięć. – W starciu nie używamy mieczy. One nadają się świetnie do formuły walk pojedynkowych, gdyż są lżejsze i łatwiej nimi fechtować. W mojej formule używamy między innymi tasaków, toporów, toporów dwuręcznych, halabard. Moim ulubieńcem jest połączenie puklerza, czyli malutkiej, okrągłej tarczy, i toporka. Zazwyczaj broń jednoręczna waży około 1,5 kg – mówi. Pełny strój wojowniczki waży około 25 kilogramów. Kompletna zbroja składa się z przeszywanic i nogawic. – To ubranie, które zakładam pod elementy zbroi, aby tłumiło ciosy. Oczywiście nie może zabraknąć hełmu i brygantyny, który ochrania tors. Do tego naramienniki, opachy, łokcie, przedramiona i rękawice, czyli elementy chroniące ręce i dłonie. Kolejne elementy mojej zbroi to uda, kolana, łydki i sabatony, czyli ochrona nóg i stóp – wylicza.
Rycerka poszczególne części zbroi zamawia u zaufanych płatnerzy, specjalizujących się w sportowych zbrojach. – Musimy przykładać szczególną uwagę do jakości wykonania tych elementów, abyśmy sobie krzywdy nie zrobili podczas walk – wyjaśnia.
Jak podkreśla Anna, nie jest to łatwy sport: – Na pewno kobietom jest trudniej niż mężczyznom, z jednego konkretnego powodu: jest to dosyć drogi i brutalny sport, dlatego mało kobiet się decyduje na zostanie zawodniczką.