Zdaniem senatora Krzysztofa Marka Słonia
Pogmatwana była końcówka XVIII wieku dla naszej ojczyzny. Żyło jeszcze pokolenie Polaków, które doskonale pamiętało gorycz pierwszego rozbioru chwiejącej się i słabnącej w oczach Rzeczypospolitej z 1772 roku, zafundowanego nam przez Rosję, Austrię i Prusy. Pewnie wielu na ulicach kiwało z politowaniem głowami na myśl o Sejmie Czteroletnim zwołanym w 1788 roku, bo pogłoski były takie, że obraduje bo tak caryca Katarzyna chciała. Dla wielu to było aż nadto jasne, że bez niej nic się u nas wydarzyć nie może bo skoro nawet nam króla Stanisława zainstalowała w 1764 roku to i w Sejmie Wielkim swoje palce macza, te same którymi swojego faworyta Stasia do porządku zawsze przywołuje.
A tu niespodzianka, chwilowy przebłysk patriotyzmu i niezależności wykorzystany przez paru światłych rodaków mających posłuch u króla a przy okazji nowa absorbująca wojna Rosji z Turcją i wybijamy się prawie na niepodległość. Bo tak zapewne było 3 maja 1791 w Warszawie, gdy w euforycznej atmosferze (choć pewnie sceptyków też nie brakowało) ogłoszono Konstytucję Majową. Pierwszą w Europie a druga na świecie tak mocno reformującą państwo, dotychczasowe niesprawiedliwe i niezdrowe układy społeczne, warcholstwo i liberum veto Rzeczpospolitej Szlacheckiej, zacofanie, brak oświaty i słabość militarna. To wszystko co wykorzystały wcześniej mocarstwa rozbiorowe krojąc nas jak im pasowało. Od tej pory miało być inaczej, Wielka Rzeczpospolita, choć już nie od morza do morza miała wstać z kolan upokorzenia i miała przestać być popychadłem w Europie.
Nawet mistrzowi Matejce udało się uchwycić ten ulotny i jakże rzadki moment jedności narodowej. Stanisław Małachowski z tekstem Ustawy Zasadniczej niesiony na ramionach rodaków i król Poniatowski parę metrów od niego i nasz regionalny bohater Stanisław Staszic i wielu, wielu innych reformatorów i ojców konstytucyjnego sukcesu. Ech, jakież to niespodziewane i podniosłe wydarzenie być musiało tym bardziej, że Ustawa przeszła przez aklamację choć po burzliwej debacie. Tak, tak w naszym sejmie tez tak mogło być. A na dowód tego jakie to było ważne i dobrze dla ojczyzny rokujące niech będzie konsternacja na europejskich dworach, i u carycy i u części naszej rodzimej szlacheckiej „zupełnie wyjątkowej kasty”.
Nie trzeba było długo czekać. Zaledwie rok potem zawiązuje się, pewnie z pomocą imperatorki Katarzyny Konfederacja Targowicka i scala zdrajców ojczyzny, bo jak to tak żyć można pod rządami nowoczesnej Konstytucji. A potem wojna w jej obronie z okrzepłą w konflikcie z Turcją armią carską. I król Stanisław August Poniatowski, który idąc do Targowiczan popsuł sobie tak dobrze rokujące patriotyczne papiery na zawsze a potem abdykował w niesławie. A dalej 1793 i II rozbiór Polski z uzasadnionym troską (skąd my to znamy?) wkroczeniem na nasze ziemie armii rosyjskiej. Za rok chwalebne i dające nadzieję Powstanie Kościuszkowskie a potem czarny 1795 rok i trzeci, ostatni, bo już nic nie zostało Rozbiór Polski. Tyleśmy się nacieszyli Konstytucja Majową.
Czasem myślę: gdyby się wtedy w maju dogadali, gdyby im patriotycznego zapału wystarczyło i wszystkie wysiłki wtedy na budowę silnej armii przeznaczyli, a sprzedawczycy nie biegali po dworach europejskich skamląc jak im ciężko i oferując swoją wiernopoddańczą służbę za miskę soczewicy z zachowanymi przywilejami to byśmy się pewnie ostali a z nami Rzeczpospolita. A tak na koniec to jak się zapomni na chwilę o strojach z epoki i rozwoju techniki to jesteśmy wciąż tacy sami, z naszymi polskimi przywarami, pomiędzy Rosją a Prusami.
Krzysztof Marek Słoń
senator RP, PIS