3.5 C
Kielce
piątek, 28 listopada, 2025
Strona głównaGospodarkaKażdy kamień ma duszę. Rozmowa z Sergiuszem Przywałą, współwłaścicielem zakładu kamieniarskiego PRZYWAŁA Stones...

Każdy kamień ma duszę. Rozmowa z Sergiuszem Przywałą, współwłaścicielem zakładu kamieniarskiego PRZYWAŁA Stones z Chęcin

Zobacz

Tradycja kamieniarska w Chęcinach sięga setek lat. Wydobywano tu słynne marmury i wapienie, w tym różankę zelejowską o wyjątkowej strukturze, która zdobiła pałace i świątynie w całej Polsce. W cieniu Góry Zelejowej kamień wciąż „żyje” w dłoniach rzemieślników, którzy łączą dawną sztukę z nowoczesną technologią.

- 100000000000156000000e40c543db694d9acdb1.jpg

Od lewej: Sergiusz Przywała i Łukasz Przywała, współwłaściciele Zakładu Kamieniarskiego PRZYWALA Stones z Chęcin

– Kamień to coś więcej niż surowiec. To pamięć, tradycja i trwałość, której brakuje wielu współczesnym materiałom – mówi Sergiusz Przywała, współwłaściciel Zakładu Kamieniarskiego PRZYWAŁA Stones z Chęcin, jednej z najstarszych i najbardziej rozpoznawalnych firm kamieniarskich w gminie Chęciny, z którym rozmawiamy o rodzinnej historii, niezwykłej roli kamienia w dziejach regionu i o tym, jak w XXI wieku łączyć rzemiosło z nowoczesnością, zachowując jednocześnie szacunek dla lokalnego dziedzictwa.

– Jak zaczęła się historia zakładu PRZYWAŁA STONES?

Sergiusz Przywała: Firma PRZYWAŁA STONES powstała w 1988 roku, mamy zatem już naprawdę długą i bogatą historię. Założył ją mój tata, Edward Przywała. Wcześniej był dyrektorem w Cementowni Nowiny, zarządzał dużym zakładem, miał doświadczenie biznesowe, ale przede wszystkim przemysłowe, posiadał umiejętność organizacji, zarządzania ludźmi i myślenia strategicznego. W pewnym momencie postanowił wykorzystać te kompetencje i stworzyć coś własnego, opartego na lokalnym surowcu. Na początku bazował na naszych świętokrzyskich piaskowcach, na prostych produktach, takich jak płytki elewacyjne i posadzkowe. Taka była wtedy potrzeba rynku. Ważna była solidność, powtarzalność, proste, trwałe rozwiązania. Ja i mój brat Łukasz dorastaliśmy wśród bloków kamiennych, zapachu kamiennego pyłu i dźwięku szlifierek, naturalnie wchodząc w ten świat. Dziś obaj kontynuujemy rodzinną tradycję. To wciąż firma rodzinna, w której wszyscy dążymy do wspólnego celu.

– Jak podzieliliście się kompetencjami w rodzinnej firmie?

S.P.: Wykształciliśmy się z bratem w trochę innych kierunkach, co paradoksalnie stało się naszą ogromną przewagą. Ja skończyłem studia związane z marketingiem i zarządzaniem zasobami ludzkimi, więc zajmuję się głównie stroną handlową, kontaktami z projektantami, klientami, importem, promocją marki. Brat natomiast ukończył AGH w Krakowie, kierunek bardziej przemysłowy, techniczny, więc jest „mózgiem” od maszyn, technologii i rozwiązań inżynieryjnych. Uzupełniamy się. Ja patrzę oczami klienta i projektanta, on patrzy oczami inżyniera. Dzięki temu jesteśmy w stanie wprowadzać coraz bardziej zaawansowane technologicznie produkty i jednocześnie mieć pewność, że wykonamy je dobrze, bezpiecznie i ekonomicznie.

– Jak przez te lata zmienił się profil działalności zakładu?

S.P.: Zaczynaliśmy od bardzo prostych wyrobów z lokalnych piaskowców, a dziś mówimy o kompletnych realizacjach z granitu, marmuru, piaskowca, kwarcu, łupka, zarówno we wnętrzach, jak i na zewnątrz. Przeszliśmy długą drogę. Najpierw były marmury chęcińskie i prace przy renowacjach zabytków. To ukształtowało naszą wrażliwość, od początku obcowaliśmy z delikatnymi, wymagającymi kamieniami, z obiektami sakralnymi, historycznymi. Nigdy nie byliśmy typowym zakładem nastawionym głównie na nagrobki. Oczywiście też je wykonujemy, ale od początku ciągnęło nas w stronę rzeźby, renowacji zabytków, wyrafinowanych realizacji. Później zaczęły dochodzić marmury z Turcji, Włoch, Hiszpanii, naturalne kwarcyty, granity z różnych stron świata. Dzisiaj w naszym magazynie i salonie mamy dosłownie „cały świat w pigułce” – Brazylia, Indie, Chiny, Europa. Śmieję się, że kiedy przychodzą do nas studenci geologii z Uniwersytetu Warszawskiego, czy Jagiellońskiego, którzy odbywają praktyki w Europejskim Centrum Edukacji Geologicznej, to w jednym pomieszczeniu mają praktycznie cały geologiczny glob. Mogą dotknąć kamieni z wielu kontynentów, pobrać próbki do badań. Mocno współpracujemy z ECEG.

- 10000000000007e0000005e83740fa0c4c4440fd.jpg

Nowoczesny park maszynowy PRZYWAŁA Stones pozwala na precyzyjną obróbki nawet najtwardszych materiałów, łącząc rzemieślniczą tradycję z najnowszą technologią 

– Jakie wyroby z kamienia wykonujecie dzisiaj najczęściej?

S.P.: Zakres jest bardzo szeroki. Nasze wyroby trafiają do budynków mieszkalnych, biurowych, obiektów użyteczności publicznej. To elewacje, okładziny schodów, ogrodzenia, tarasy, posadzki, blaty kuchenne i łazienkowe, parapety, kominki, elementy małej architektury, detale wystroju wnętrz. Coraz większą część naszej pracy stanowią realizacje wnętrzarskie, takie jak kuchnie, salony, łazienki, recepcje hotelowe. Mamy klientów, którzy szukają czegoś naprawdę wyjątkowego: brazylijskich kwarcytów, onyxów, materiałów, które można podświetlić od tyłu, tak że cała ściana dosłownie „świeci”. To produkty dla świadomych, wymagających inwestorów, ale rynek w Polsce bardzo do tego dojrzał. Dobrobyt rośnie, ludzie jeżdżą po świecie, widzą piękne rzeczy i chcą się nimi otaczać w swoich domach.

– Z jakich kamieni korzystacie najchętniej? Czy wciąż sięga Pan po kamień z regionu świętokrzyskiego, czy też dominują surowce z innych części Polski lub świata?

S.P.: Mocno trzymamy się naszych świętokrzyskich marmurów i wapieni, bo to nasza naturalna przewaga. Ten surowiec jest trudny w transporcie, generuje sporo odpadów, więc bardziej opłaca się przetwarzać go tutaj na miejscu. Dzięki temu możemy oferować coś niepowtarzalnego w skali kraju. Równocześnie dużo materiałów sprowadzamy z Włoch, Indii, Brazylii. Szczególnie jestem zakochany w brazylijskich kwarcytach. To piękne zlepieńce złożone z bardzo twardego kwarcu i skał granitowych. Nazwy takie jak Patagonia, Moonlight, czy Taj Mahal elektryzują projektantów. Obróbka tych kamieni jest bardzo wymagająca, ponieważ łatwo uszkodzić narzędzia i sam materiał. Trzeba mieć odpowiednią wiedzę, zaplecze maszynowe i technologię, żeby w ogóle się za to zabierać. Ale efekty są spektakularne.

– Wspomniał Pan o współpracy z Europejskim Centrum Edukacji Geologicznej. Na czym ona polega?

S.P.: Jesteśmy dosłownie „za miedzą”, więc ta współpraca wyszła naturalnie. Studenci, doktoranci, naukowcy przychodzą do nas, żeby zobaczyć, jak kamień wygląda nie tylko w teorii, ale też w praktyce po przecięciu, wypolerowaniu, wyszczotkowaniu. Dla nich to fantastyczne laboratorium, bo w jednym miejscu mogą obejrzeć kilkadziesiąt gatunków kamieni z całego świata, zobaczyć różne sposoby obróbki, wziąć próbki do badań. My natomiast korzystamy z kontaktu z nauką, możemy sięgać po fachową wiedzę geologiczną, konsultować rozwiązania, a czasem wspólnie pokazywać piękno naturalnego kamienia szerszej publiczności. Mieliśmy też zaszczyt przeciąć i przygotować blok różanki zelejowskiej, który stoi dziś przed ECEG. Nadaliśmy mu półpołysk, zaimpregnowaliśmy i umieszczono na nim tablicę upamiętniającą śp. dr. Piotra Ziółkowskiego, jednego z twórców tej placówki. To była dla nas wyjątkowa realizacja.

- 10000000000007e0000005e80551d38fd892b83e.jpg

W hali produkcyjnej kamień przechodzi długą drogę, od surowego bloku po perfekcyjnie dopracowany element architektoniczny, nad którym czuwa doświadczony zespół i zaawansowane maszyny CNC. 

– Co z chęcińskiego dziedzictwa kamieniarskiego uważa Pan za najważniejsze?

S.P.: Jeżeli wejdziemy do naszego pięknego kościoła parafialnego w Chęcinach, to dosłownie na każdym kroku widzimy lokalne marmury: morawicki, bolechowicki, inne wapienie z regionu. Ten słomkowy, kremowy marmur to Morawica, ciepłe brązy, kawowe i bordowe odcienie z odciskami amonitów i muszli to Bolechowice. To jest kawał historii zapisany w kamieniu. My się na tej geologii trochę znamy i potrafimy tym pięknem „zarazić” klientów. Kiedy opowiada się o tym, że w płycie kamiennej widać życie sprzed milionów lat, że ta struktura to skamieniałe organizmy, ludzie zaczynają patrzeć na kamień zupełnie inaczej. To już nie jest tylko materiał, ale opowieść. Bardzo ważne jest też umiejętne łączenie nowoczesności z przeszłością. Jeśli wchodzimy do zabytkowego kościoła, w którym wszystko jest z lokalnych marmurów, to nie możemy wstawić tam czegoś, co się będzie „gryzło”. Dlatego dopracowaliśmy do perfekcji różne techniki wykończenia, na przykład szczotkowanie, matowe powierzchnie o różnym stopniu „przytłumienia” połysku. Dzięki temu nowy kamień wtapia się w istniejącą tkankę, nie konkuruje z nią, tylko ją uzupełnia. To samo dotyczy akustyki, inny dźwięk odbija się od gładkiego poleru, inny od powierzchni strukturalnej.

– Czy wciąż pracujecie na słynnej różance zelejowskiej?

S.P.: Dzisiaj już praktycznie nie, bo Góra Zelejowa jest objęta ochroną jako piękny rezerwat i słusznie. Nie można tam prowadzić eksploatacji. Mieliśmy jeszcze stare zapasy, kilka bloków, które wykorzystaliśmy m.in. przy wspomnianym pomniku przed ECEG. Obecnie, jeśli potrzebujemy kamienia w podobnej estetyce, czy charakterze, szukamy alternatyw. Kiedyś świetnym materiałem były Bolechowice, niestety kopalnia została „wystrzelana” pod kruszywo, złoże jest mocno potrzaskane i w praktyce niedostępne w dużych blokach. Teraz mamy do dyspozycji m.in. Jaźwicę, gdzie w glinie można jeszcze znaleźć „samorodki” nadające się do sensownej obróbki. Przygotowujemy się właśnie do dużej realizacji w jednym z najstarszych budynków Banku Gospodarstwa Krajowego w Polsce. To ważny obiekt finansowy, symbol polskiej gospodarki. Inwestorowi bardzo zależało na materiale lokalnym. Bolechowice były nierealne, więc po długich rozmowach udało się wypracować rozwiązanie w oparciu o Jaźwicę. To pokazuje, jak ważna jest znajomość lokalnych złóż i ich realnych możliwości.

- 10000000000007d0000005dc6753de3da283ca2e.jpg

PRZYWAŁA Stones podczas branżowych targów prezentuje swoją ofertę projektantom i inwestorom, udowadniając, że chęcińskie rzemiosło świetnie odnajduje się we współczesnym designie.

– PRZYWAŁA Stones to dziś rozpoznawalna marka. Jak udało się ją zbudować? Co jest kluczem?

S.P.: Przede wszystkim tradycja i uczciwość w biznesie. Opieramy się na historii firmy, na tym, że istnieje od 1988 roku, że dorastaliśmy wśród kamieni, nauczyliśmy się je czytać i szanować. To nie jest brand wymyślony w PowerPoincie, tylko nazwisko, za którym stoją konkretni ludzie i ich praca. Przez lata nauczyliśmy się selekcjonować najlepszy surowiec bezpośrednio w kopalniach na całym świecie. Widzimy blok i od razu wiemy, jak go pokroić, czy to zgodnie ze słojami czy w poprzek, gdzie będzie lepsza wytrzymałość, jak ułoży się rysunek. To branżowa, bardzo praktyczna wiedza, którą zdobywa się latami. Zarówno ja, jak i mój brat posiadamy tytuły mistrzów kamieniarskich. To nie jest tylko papier. Ten tytuł oznacza, że możemy występować jako opiniodawcy, mediatorzy w sporach technicznych między inwestorami a wykonawcami. Do tego należymy do Staropolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, jesteśmy laureatami nagród takich jak NOVATOR, Lider Regionu, Rzetelny Przedsiębiorca. To wszystko razem składa się na reputację. Ale najważniejsze jest to, że mówimy klientom prawdę. Jeśli jakiś materiał nie nadaje się do danego zastosowania, to nie będziemy go wciskać. Zdarzają się klienci impulsywni, zdarzają się nieporozumienia, ale jeśli produkt jest dobry, a komunikacja uczciwa, problemy zazwyczaj da się rozwiązać.

– Wspominał Pan kiedyś, że ta praca bywa trochę jak „saperska robota”. Co miał Pan na myśli?

S.P.: Kamień naturalny to produkt mocno dedykowany. Każde zlecenie jest inne, są inne wymiary, inne wycięcia, inny rysunek, inna funkcja. Tego nie da się robić w skali przemysłowej jak fabrykę płytek ceramicznych. Tutaj trzeba pilnować milimetrów, detali wykończenia, przebiegu żył, dopasowania kolorystycznego poszczególnych płyt. Jeśli coś zaniedbamy, problem bardzo szybko zamienia się w reklamację, a w kamieniu trudno cokolwiek „zamaskować”. Dlatego mówię, że to trochę saperska robota. Każdy projekt trzeba przemyśleć, sprawdzić trzy razy, lepiej dłużej poukładać elementy na etapie planowania niż potem je poprawiać na budowie. Do tego dochodzą wymagania klientów. Coraz częściej oczekują nie tylko funkcji, ale też niepowtarzalności. Każdy chce „coś swojego”. A to wymaga ogromnej uwagi, skupienia i pasji.

– Jak na przestrzeni lat zmienił się sposób pracy w zakładzie kamieniarskim?

S.P.: Zmienił się diametralnie. Dzięki wyposażeniu pracownika w nowoczesne narzędzia i maszyny praca jest dużo łatwiejsza, bezpieczniejsza i ciekawsza. Kiedyś kamieniarz kojarzył się z człowiekiem w fartuchu, z młotkiem, przecinakiem i szlifierką w ręku. Dziś w nowoczesnym zakładzie kamieniarskim pracownik częściej trzyma myszkę komputerową niż młotek. Inwestowaliśmy krok po kroku w park maszynowy, w piły mostowe, maszyny CNC, roboty frezujące, systemy skanowania szablonów, oprogramowanie do projektowania i sterowania produkcją. Tak zwane „ciche” piły diamentowe stosowane w naszej firmie oraz cięcie na mokro przy odpowiednich parametrach maszyn sprawiły, że na halach produkcyjnych nie wystepuje większy hałas czy zapylenie a odbrabiany naturalny wapienny surowiec nie jest szkodliwy dla zdrowia pracowników. Wspomaga nas kilka dedykowanych programów, które ogarniają logistykę, produkcję, obróbkę, kontakty z klientami. Przepływ informacji jest poukładany, zminimalizowaliśmy ryzyko pomyłek. Dzięki suwnicom, żurawiom, specjalnym chwytakom płyty i bloki są przenoszone mechanicznie. Pracownik nie musi już siłować się z kilkuset kilogramową płytą, bo maszyna sama ją podaje, obraca, ustawia. Maszyny są tak zaprogramowane, żeby unikać kolizji cięć. Piła nie ma prawa „wjechać” w inny element, bo system wcześniej go odsuwa. To wszystko zwiększa bezpieczeństwo, precyzję i jakość. Oczywiście ręczna szlifierka, wykończenie detali przez doświadczonego kamieniarza wciąż są nie do zastąpienia, zwłaszcza przy ołtarzach czy elementach rzeźbiarskich. Ale podstawą stała się dziś synergia dobrego fachowca z nowoczesną technologią. I do tego dochodzą oczywiście kompetencje cyfrowe. Nasi pracownicy muszą znać AutoCAD, obsługę maszyn CNC, czytać rysunek techniczny. To już jest zupełnie inny zawód niż trzydzieści lat temu.

– Wspominał Pan o unijnych programach. Jak wpłynęły na rozwój firmy?

S.P.: Bardzo mocno. Nauczyliśmy się pisać wnioski, korzystać z programów unijnych w sposób przemyślany. Nie braliśmy jednego, wielkiego projektu „na wszystko”, tylko raczej kilka mniejszych, konkretnych, pod z góry określone cele. Dzięki temu mogliśmy regularnie modernizować park maszynowy i infrastrukturę, kupować najnowocześniejsze maszyny do obróbki kamienia, rozbudowywać halę, instalować suwnice, czy systemy oczyszczania wody technologicznej. Każda inwestycja była przemyślana. Wiedzieliśmy dokładnie, czego potrzebujemy i po co. To wszystko przełożyło się na jakość, bezpieczeństwo i konkurencyjność. Dzięki nowoczesnym technologiom możemy realizować projekty, których wiele firm po prostu by się nie podjęło.

– W branży ciężkiego przemysłu coraz więcej mówi się o ekologii. Jak to wygląda u Was?

S.P.: Kamień naturalny sam w sobie jest materiałem bardzo ekologicznym, trwałym, bez chemii, całkowicie naturalnym. Ale oczywiście proces jego obróbki wymaga energii, wody, generuje odpady. Dlatego od lat inwestujemy w rozwiązania, które ograniczają wpływ na środowisko. Mamy nowoczesny węzeł oczyszczania wody z filtroprasą. Wszystkie procesy obróbki odbywają się „na mokro”, a woda krąży w obiegu zamkniętym. Osadzony w filtroprasie szlam kamienny formuje się w brykiety, które można wykorzystać do utwardzania podłoża. Ograniczamy więc ilość odpadów do minimum. Zamontowaliśmy również dwie duże instalacje fotowoltaiczne. Szacujemy, że pokrywają one około 60 procent naszego zapotrzebowania na energię elektryczną. To ważne nie tylko z powodów ekonomicznych, ale też wizerunkowych, bo chociażby na rynkach skandynawskich czy duńskich klienci bardzo zwracają uwagę na ślad węglowy. Z dumą możemy powiedzieć, że pracujemy w dużej mierze w oparciu o zieloną energię.

- 10000000000005dc000007d0c0e16a48fe8a3a6e.jpg

Stoisko firmy na targach zawsze przyciąga uwagę unikatowymi kamieniami z całego świata, a także przykładowymi realizacjami, które pokazują możliwości nowoczesnej obróbki naturalnego kamienia.

– Jakie realizacje uważa Pan za najważniejsze, najbardziej prestiżowe?

S.P.: Jedną z nich jest na pewno trwająca cały czas przebudowa placu katedralnego wokół katedry kieleckiej. To zabytek klasy zerowej. Zostaliśmy zaproszeni do tego projektu i od początku czuliśmy ogromną odpowiedzialność. Pierwotnie planowano użyć tam kamienia chorwackiego, ale z doświadczenia wiedzieliśmy, że w naszych warunkach klimatowych nie będzie idealny, bo potrafi się łuszczyć, ma gorszą mrozoodporność. Zaproponowaliśmy porfir ze szczytów Dolomitów, z okolic Trento. Jest to materiał niezwykle trwały, piękny i sprawdzony w przestrzeniach miejskich. Udało się przekonać projektantów i inwestora. Świadomość, że remont takiego miejsca robi się raz na 300–400 lat i że nasze płyty będą służyć kilku pokoleniom, daje ogromną satysfakcję. Gdzieś tam, dyskretnie, pojawią się także nasze tradycyjne „gwarki”, znaki dawnego cechu kamieniarskiego. Kto będzie bardzo uważny, może je kiedyś wypatrzeć.

– Co dla Pana znaczy bycie kamieniarzem właśnie z Chęcin?

S.P.: To wielka duma, ale też ogromne zobowiązanie. Chęciny to miasto królewskie, miejsce z niesamowitą historią, z zamkiem, klasztorami, kościołami, dawnymi warsztatami kamieniarskimi. Tu działał chociażby słynny rzeźbiarz Fotyga, który przywiózł doświadczenia z zagranicy i zostawił po sobie piękne realizacje. Pracując w takim miejscu, człowiek czuje, że jest częścią większego ciągu. Podkreślamy to, że wywodzimy się z regionu bogatego geologicznie, kulturowo i historycznie. Z drugiej strony czujemy presję, żeby robić swoją robotę tak, aby przynosiła temu regionowi dumę. Bardzo doceniamy też współpracę z władzami gminy. Chęciny są dziś miastem, które jest otwarte na przedsiębiorców. Powstają nowe firmy, jest dobry klimat dla biznesu. A jeżeli firmy się rozwijają, to jest praca dla mieszkańców i wszystkim żyje się lepiej. Turystyka jest ważna, ale bez przemysłu, bez nowoczesnych zakładów, które działają obok niej, trudno zbudować stabilną przyszłość.

– Jak docieracie do klientów zarówno w Polsce, jak i za granicą?

S.P.: Staramy się być obecni tam, gdzie zapadają decyzje projektowe. Pokazujemy się w dużych aglomeracjach chociażby w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, w Katowicach, pracując przy realizacjach razem z lokalnymi ekipami montażowymi. Jeździmy także na targi, m.in. Warsaw Home, gdzie można porozmawiać z projektantami, zobaczyć, jakie są nowe potrzeby i trendy. To wymusza na nas ciągły rozwój, nowe sposoby wykończenia, inny design, inne frezowania. Coraz mocniej wychodzimy też za granicę. Korzystamy ze wsparcia programów organizowanych np. przez Urząd Marszałkowski, bierzemy udział w misjach gospodarczych, jedziemy z ekspozycją, pokazujemy nasze możliwości, szukamy rynków zbytu. W tej chwili przygotowujemy się do dużego projektu, do wyjazdu na designerskie targi architektury i wykończenia wnętrz w Sztokholmie w kwietniu. Staramy się o wyjazd w grupie przedsiębiorców z województwa świętokrzyskiego, pod kuratelą samorządu województwa. Chcemy zaprezentować kompleksową ofertę: kamień, meble, dodatki, a wszystko to w duchu synergii. Współpracujemy także z lokalnymi firmami, ze stolarzami, z montażystami. My zdobywamy dla nich rynki w Krakowie czy Warszawie, oni wykonują montaż materiałów precyzyjnie dociętych w naszym zakładzie. Często żartujemy, że dostają od nas „klocki lego” tak dobrze przygotowane, że nie trzeba już dużo ciąć na miejscu.

– W jakim kierunku chcecie rozwijać firmę w najbliższych latach?

S.P.: Jesteśmy właśnie przed decyzją o zakupie kolejnej, bardzo zaawansowanej maszyny, czegoś w rodzaju „kombajnu”, który będzie łączył cięcie strumieniem wody, piłą i frezami diamentowymi na jednym stole roboczym. Do tego oczywiście odpowiednie oprogramowanie. Chcemy rozwijać linie produkcyjne, co pozwoli na jeszcze bardziej skomplikowane formy, niestandardowe kształty, przestrzenne frezowania. Projektanci coraz częściej proszą o rzeczy, które kiedyś były niewykonalne albo ekonomicznie nieuzasadnione. Dziś technologia pozwala je realizować, a my chcemy być w czołówce firm, które to potrafią. Jednocześnie zamierzamy wciąż inwestować w ludzi, w młodych i zdolnych pracowników, którzy chcą się uczyć, wyposażając ich w nowoczesne stanowiska pracy i narzędzia i dając ciekawe zadania. Bez fachowców nawet najlepsza maszyna nic nie znaczy.

– Gdyby miał Pan stworzyć kamienny symbol Chęcin, to jak by wyglądał?

S.P.: To trudne pytanie, bo łatwiej jest odtwarzać istniejące detale niż projektować od zera coś, co ma nosić taką wagę. Na pewno sięgnąłbym po nasze lokalne wapienie i marmury, w tym bolechowicki, morawicki, może Jaźwicę. Widzę to jako formę nowoczesną, ale osadzoną w tradycji. Może byłby to fragment arkady, kolumny, jakiś pomnik geologiczny, który pokazywałby przekrój przez historię tego regionu. Chętnie połączyłbym kamień z metalem, z brązem czy stalą nierdzewną, zapraszając do współpracy firmę specjalizującą się w metaloplastyce. Taki obiekt mógłby stanąć na przykład w parku w Chęcinach, być jednocześnie rzeźbą, elementem edukacyjnym i wizytówką geologiczną. Oczywiście odpowiednio zabezpieczony impregnacją, żeby jak najdłużej opierał się naszym kapryśnym warunkom atmosferycznym.

– Jaki kamień jest Panu najbliższy jako rzemieślnikowi i jako człowiekowi?

S.P.: Najprościej i najprzyjemniej pracuje się z marmurami i naszymi kieleckimi wapieniami. To materiały stosunkowo miękkie, wdzięczne w obróbce, pięknie się odwdzięczają po wypolerowaniu czy wyszczotkowaniu. Ale jeśli chodzi o zachwyt czysto estetyczny, to muszę przyznać, że brazylijskie kwarcyty robią na mnie ogromne wrażenie. To są skały zbudowane z bardzo twardego kwarcu i domieszek skał granitowych, z niesamowitymi, malarskimi wręcz rysunkami. Ich obróbka to duże wyzwanie. Niewiele firm się tego podejmuje, bo wymaga to doskonałych narzędzi i ogromnej ostrożności. Za to efekt końcowy potrafi zapierać dech w piersiach.

– Można zatem powiedzieć, że kamień choć twardy potrafi mieć duszę?

S.P.: Zdecydowanie tak. Kamień naturalny, nawet po wielu latach, zawsze się „obroni”. On się nie starzeje jak moda czy okładzina z tworzywa. Im dłużej się w niego wpatrujemy, tym więcej w nim dostrzegamy innych żyłek, odcieni, detali. Mam klientów, którzy po realizacji zapraszają mnie do siebie. Siadam przy stole zrobionym z kamienia, który wspólnie wybraliśmy i widzę, jak oni o nim opowiadają. Jak pokazują ulubiony fragment blatu czy ściany. To jest piękne, bo wtedy wiem, że nie sprzedaliśmy „produktów”, tylko kawałek materii, z którą ci ludzie zdążyli się zaprzyjaźnić. Kamień to dla mnie nie tylko materiał, ale opowieść o człowieku, który go wydobywa, obrabia i nadaje mu kształt. Każdy blok, każda płyta ma swoją historię. W Chęcinach ta historia trwa od setek lat i chcę, aby trwała nadal.

Aktualności

Polecamy