3.5 C
Kielce
środa, 26 lutego, 2025
Strona głównaAktualnościElżbieta Trzepizur-Krupa o życiu, pasjach i poezji

Elżbieta Trzepizur-Krupa o życiu, pasjach i poezji

Zobacz

- dsc_0397r.jpg

Wywiad z Panią Elżbietą Trzepizur-Krupą, o artystycznym pseudonimie „ELZA” – utalentowaną, lokalną poetką i artystką. W szczerej rozmowie zabiera nas w sentymentalną podróż do przeszłości, dzieląc się wspomnieniami z dzieciństwa, młodości oraz opowiadając o swojej pasji do muzyki i poezji. Od rodzinnej wytwórni oranżady, przez występy na scenach Teatru Wielkiego w Moskwie, po inspirację odnalezioną po utracie bliskiej osoby – jej życie to fascynująca mozaika doświadczeń, która znalazła odzwierciedlenie w autorskich wierszach.

– Na wstępie, chciałabym, żeby opowiedziała Pani o sobie. Skąd Pani pochodzi? Jak wyglądało Pani dzieciństwo i lata młodości?

– Urodziłam się w Bystrzycy Kłodzkiej na Dolnym Śląsku, jednak mieszkaliśmy w Międzylesiu, gdzie powojenne losy rzuciły część mojej rodziny. Tam brat mojej mamy prowadził młyn. Moja mama pracowała w szpitalu, była położną. Odebrała pięć tysięcy porodów i żadne dziecko jej nie zmarło.

- -sjfojs-.jpg

Pani Elżbieta Trzepizur-Krupa mając roczek

Mając cztery lata, wraz z rodzicami i młodszym bratem wróciliśmy w rodzinne strony mojej mamy, gdyż pochodziła z Bolmina. W Chęcinach otworzono przychodnię, gdzie moja mama znalazła zatrudnienie także, jako położna. Następnie rozpoczęłam naukę w Szkole Podstawowej w Chęcinach, która mieściła się wówczas w Klasztorze Ojców Franciszkanów.

- image00008.jpg 

Pani Elżbieta Trzepizur-Krupa, jako uczennica Szkoły Podstawowej w Chęcinach

Moi rodzice otworzyli Wytwórnię Wód Gazowanych w Wolicy. Zawsze, jak wracałam ze szkoły to musiałam iść na pieszo z Chęcin do Wolicy, żeby pomagać przy produkcji oranżady. Mogę śmiało rzec, że zaopatrywaliśmy w oranżadę całe województwo. Najlepsza była „Wisienka”. Napisałam nawet o niej wiersz, który myślę, że idealnie odzwierciedla dawne realia. Przeczytam jego część: „Gdy mój tato wytwórnię otwierał w Wolicy to śmiano się z niego w całej okolicy. Mówiono – urzędnik, kierownik piekarni, więc chlebem pieczenia niech się lepiej zajmie. Bo rolnik, gdy w polu tak ciężko pracuje to świeżego chleba zawsze potrzebuje. Nie myślano wtedy, gdy zbierano płody, że też będzie trzeba wody do ochłody, ale nie tej ze studni, tylko gazowanej. Dla dodania smaku Wisienka nazwanej. Ta moja Wisienka wszędzie wędrowała. Na weselach, na chrzcinach, zawsze królowała. Najbardziej oranżadę to lubiły dzieci. W domu, na wycieczce tę Wisienkę piły. Dzisiaj te dzieciaki już wydoroślały. Tęsknią za jej smakiem, kiedy są upały. Nie miałam wakacji, na koloniach nie bywałam, tylko tę Wisienkę do butelek lałam”. Później kontynuowałam naukę w chęcińskim liceum, gdzie zdałam maturę. Będąc w klasie maturalnej zdobyłam pierwsze miejsce w ówczesnym województwie kieleckim za udział w konkursie Piosenki Radzieckiej, który odbywał się w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach. Za wygraną dostałam gitarę. Następnie był Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, kolejne zwycięstwo i wyjazd w nagrodę do Moskwy oraz Leningradu. Tam śpiewałam w Teatrze Wielkim w Moskwie. To była piękna wycieczka i cudowna przygoda.

- image00005.jpg 

Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze

Pewnego dnia, do szkoły, do Chęcin, przyjechali dziennikarze z Radia Kielce, żeby przeprowadzić ze mną wywiad w związku z moją wygraną. Pamiętam, jak dyrektor chęcińskiego liceum śp. Pani Braksator, wezwała mnie na nagranie. A ja nigdy nie brałam ze sobą kapci w woreczku do szkoły, bo nie lubiłam. Zawsze chodziłam w skarpetkach. I tak właśnie w samych skarpetkach poszłam na wywiad (śmiech). Pamiętam też inną śmieszną historię. Moją nauczycielką od robót ręcznych, których bardzo nie lubiłam była Pani Kazimiera Turlewicz. Zawsze uciekałam z jej lekcji. Siedziałam w tym czasie w ogrodzie, w księdza sadzie, zajadając się jabłkami (śmiech). Brałam także udział w wielu konkursach recytatorskich. Od najmłodszych lat lgnęłam do poezji i muzyki. Pamiętam, jak w Chęcinach mieszkali Państwo Filipowiczowie. Pani Filipowiczowa uczyła gry na pianie, a ja tak bardzo pragnęłam nauczyć się grać, wiec chodziłam do niej na lekcje. Pamietam, jak rodzice kupili mi piękne, czarne pianino „Legnica”. Jednak w dalszych latach, ze względu na różne kłopoty finansowe, musiałam je sprzedać. Moja mama podzielała moją pasję do muzyki i zawsze mnie w niej wspierała.

– Co było dalej? Czy grała Pani także na innych instrumentach?

– Występowałam z różnymi zespołami w Kielcach. Chodziłam do Studium Nauczycielskiego w Kielcach przy ul. Leśnej, na Wydział Muzyczny.

- image00002.jpg 

Pani Elżbieta Trzepizur-Krupa z przyjaciółkami (pierwsza z prawej)

W 1968 rok ciężko zachorowałam na gruźlicę, więc cztery miesiące spędziłam w szpitalu. Jednak mimo wszystko ciekawie wspominam ten czas. Pamiętam, jak ksiądz, który co niedzielę odprawiał msze w kaplicy, usłyszał mój głos i tak się ze mną umówił, że on mi będzie kiwał, a ja zacznę śpiewać (śmiech). Uwielbiałam śpiewać, dużo śpiewałam. Wiele zawdzięczam prof. Nowakowi, który w liceum prowadził chór, gdzie śpiewałam solo. To on właśnie uczył mnie gry na skrzypcach, gitarze i pianinie. Mieszkaliśmy na Rynku Górnym. Pamiętam dokładnie, jak ćwiczyłam grę na pianie, okno było otwarte, to ludzie stali i słuchali. Co ciekawe, inny nauczyciel, prof. Podgórski zauważył u mnie również zdolności aktorskie. Grałam w spektaklu rozstanie Telimeny i Tadeusza, notabene z obecnym profesorem Krzysztofem Kulą, który teraz mieszka w Łodzi. Marzyłam o szkole teatralnej – nawet zdałam egzamin, ale niestety życie napisało własny scenariusz…

– Gdzie Pani pracowała?

– Pracowałam w Spółdzielni Wielobranżowej, która mieściła się przy ul. Partyzantów w Chęcinach. Następnie w tutejszym Domu Wycieczkowym Łysogóry, gdzie byłam kadrową, a przez rok nawet dyrektorem obiektu. Gdy moja mama wyjechała do Stanów, do moich braci, którzy tam dalej mieszkają, nie było jej dwa lata. Musiałam się zwolnić z pracy, by razem z tatą prowadzić Wytwórnię Wód Gazowanych, która została przeniesiona do Chęcin. To tu, w Chęcinach, pochowałam babcię, mamę, tatę i męża, który zmarł na raka krtani.

– Gdzie Pani poznała swojego męża?

– Mój mąż pochodził z Bytomia, jednak pracował w Nowinach, gdzie remontował piece i kominy. A ja jeździłam żukiem, woziłam oranżadę, również do Nowin. Pracowała tam również moja koleżanka, która odbierała ode mnie tę oranżadę, aby później rozdać ją pracownikom. Pewnego dnia mnie zobaczył i zaczął truć tej koleżance, żeby nas zapoznała (śmiech). Tak jakoś wyszło… Wzięliśmy ślub. Doczekaliśmy się jedynego syna, Przemka. Moją wielką pociechą jest także jedyny wnuczek, Tomasz, który interesuje się sportem, głownie grą w siatkówkę.

– Wiem, że swoją osobą i talentem uświetniała Pani wiele wydarzeń kulturalnych na terenie Gminy i Miasta Chęciny.

– To prawda. Śpiewałam, grałam na instrumentach, recytowałam. Bardzo miło wspominam te chwile. Napisałam także teksty i skomponowałam muzykę do wielu piosenek, które śpiewano podczas rozmaitych wydarzeń i akademii.

- dsc_0370.jpg 

Pani Elżbieta Trzepizur-Krupa podczas Narodowego Czytania w Chęcinach

- image00001.jpg - image00003.jpg

- image00020.jpg

- image00016.jpg

- image00017.jpg

Pani Elżbieta Trzepizur-Krupa podczas rozmaitych wydarzeń kulturalnych

–  Co skłoniło Panią do pisania poezji? Czy pamięta Pani swój pierwszy wiersz?

– Gdy zmarła moja mama, nie miałam co ze sobą zrobić. Samotność stała się moją inspiracją do pisania.

- image00007.jpg 

Pani Elżbieta Trzepizur-Krupa z mamą

– W jaki sposób dobiera Pani tematy do swoich wierszy? Czy są one związane z osobistymi doświadczeniami?

– Tak. Opowiadają o mnie, o moim życiu i życiu bliskich. Nie brakuje także okolicznościowych wierszy np. z okazji jakiegoś święta, czy wizyty ważnej osoby w Chęcinach. Z moją twórczością można zapoznać się w gazetce „Wiadomości Chęcińskie”, gdzie się ukazują, jak również w wydanym tomiku poezji „Pamiętnik… wierszem pisany”, gdzie znajduje się ich ponad 140.

 - image00015.jpg

Tomik poezji Pani Elżbiety Trzepizur-Krupy, wydany w 2010 roku

– Czy uważa Pani zatem, że poezja może wpływać na społeczność lokalną, np. w kontekście historii i tożsamości Chęcin?

– Oczywiście, że tak. Wydaję mi się, że gdy ktoś czyta czyjeś wiersze, wczuwa się w to wszystko, co jest napisane. „Wpaja” się w tę osobę. Być może poprzez poezję domyśla się różnych rzeczy, o których autor nie mówi wprost. Poza tym wiersze to piękna pamiątka również aktualnych realiów, krajobrazów, które przecież z upływem czasu się zmieniają.

– Czy miała Pani tu, w Chęcinach, swoje ulubione miejsce do pisania?

– Tak. Oprócz pisania w domu, lubiłam chodzić za kościół parafialny, na górkę pod Zamkiem. Tam sobie siedziałam i pisałam. Uwielbiam Chęciny. Chociaż urodziłam się daleko stąd, to właśnie tu zostawiłam swoje serce.

– Czy ma Pani jakieś inne pasje, o których być może mało kto wie?

– Kiedyś bardzo dużo tańczyłam. Uwielbiałam tańczyć. Dużo czytam, głównie biografie i kryminały. Śmieję się, że nie raz szybciej zgadnę, co się wydarzy niż się doczytam, kto, co zrobił (śmiech). Bardzo lubię rozwiązać też krzyżówki.

– Serdecznie dziękuję za ciekawą rozmowę i poświęcony czas.

Aktualności

Polecamy