
Zawsze uśmiechnięta, pełna energii i życzliwości. Pani Bogumiła Wrońska przez większość swojego życia angażuje się w sprawy społeczne Gminy i Miasta Chęciny. Przez trzy dekady pracowała w Urzędzie Gminy i Miasta w Chęcinach, była także radną Rady Miejskiej w Chęcinach oraz członkiem Komisji Rewizyjnej w latach 2006-2010, jak również wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej w Chęcinach w latach 2010-2014. Od 2022 roku, nadal działa z pasją na rzecz innych, jako przewodnicząca chęcińskiego Klubu Seniora. W wywiadzie, przeprowadzonym z okazji Ogólnopolskiego Dnia Seniora, opowiada o wspomnieniach z młodości, swojej drodze zawodowej, radościach codzienności i sile wspólnoty, która z wiekiem nie przemija.
– Na początek chciałabym, aby opowiedziała Pani o sobie. Gdzie się Pani urodziła? Skąd Pani pochodzi? Jak wyglądało Pani dzieciństwo?
– Urodziłam się w powiecie opatowskim, w miejscowości Męczennice, w rodzinie rolniczej, chłopskiej – tak to się dawniej mówiło. Była nas czwórka – brat, dwie siostry bliźniaczki i ja, więc w domu było dość ciekawie i wesoło (śmiech).

Pani Bogumiła Wrońska w wieku kilku lat ze starszym bratem Franciszkiem
Uczęszczałam do Szkoły Podstawowej w Sławoszowicach w sumie do ukończenia przeze mnie szóstej klasy. Mile to wspominam, gdyż szkoła mieściła się w tzw. Dworku Dziedziców Cichockich. Moja klasa liczyła 42 osoby.
Pani Bogumiła Wrońska za czasów szkoły podstawowej
Później rozpoczęła się budowa tysiąclatek. Dzięki inicjatywie naszych rodziców wybudowano szkołę w Malicach Kościelnych i tam kontynuowałam naukę. Była to dla mnie wielka wygoda, gdyż do szkoły miałam tylko kilometr, a nie, jak w przypadku poprzedniej – trzy (uśmiech). Wracając jeszcze do mojej rodziny. Mój tato służył w wojsku, w poznańskiej jednostce, za to moja mama zajmowała się robótkami ręcznymi, szyła. Mogę powiedzieć, że moja mama, jak na tamte czasy nie miała najgorzej, gdyż mój dziadek był masarzem u Żydów. Przygotowywał im jedzenie i z tego tytułu zarabiał. Był wielkim zwolennikiem Franciszkanów opatowskich. Należał też do tzw. trzeciego zakonu. Lubił gotować. Przygotowywał takie dania, o których niektórzy nawet nie mieli pojęcia. Jak wiemy, ziemia sandomierska słynie z urodzaju. Dziadek przyrządzał np. pierogi z konopi, czy gotował raki. Pamiętam, jak opowiadał o ich gotowaniu. Ponieważ raki wrzucało się do wrzącej wody, jeśli w porę się nie przykryło garnka to potrafiły wyskoczyć na kuchnie (śmiech). Wiele wyniosłam z domu rodzinnego. Też taki optymizm, że mimo trudnych czasów, ciężką pracą można wiele zdziałać.
Na fotografii rodzice Pani Bogumiły – Państwo Helena i Stanisław Pietraszewscy
Wracając do mojej edukacji. Po skończeniu szkoły podstawowej poszłam do szkoły średniej, do Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Kielcach. Z racji tej, że doszła moja siostra, w dziesiątej klasie przeniosłam się do zaocznego liceum.
Pani Bogumiła Wrońska w szkole średniej
Pani Bogumiła Wrońska w klasie maturalnej
Po liceum poszłam jeszcze do szkoły pomaturalnej, ale też zaocznie. Miałam do wyboru albo pedagogikę, albo ekonomię. Ponieważ mój brat był pedagogiem, namawiał mnie do pójścia w jego ślady. Poza tym, jak mieszkałam w Kielcach, poznałam taką Panią Kurator Zofię Sakowicz, która również mnie namawiała do wyboru pedagogiki. Ale koniec końców stwierdziłam, że wybiorę ekonomię. Główną przesłanką, którą się wtedy kierowałam było to, że może łatwiej będzie mi znaleźć pracę. Kiedy chciałam pójść do pierwszej pracy pojawił się problem z zameldowaniem. W końcu udało mi się zdobyć czasowy meldunek kielecki. Moją pierwszą pracą była praca na poczcie, tuż obok Dworca Głównego PKP w Kielcach. Mieliśmy chyba ze czterdziestu doręczycieli. Przygotowywałam im renty, emerytury tzw. paski. Później zostałam skierowana na kasę, więc już nie robiłam pasków, tylko wypłacałam na paski (śmiech). No i tak pracowałam w sumie trzy lata na tej poczcie, aż poznałam swojego męża.
– Gdzie Pani poznała męża? W Kielcach?
– Tak, w Kielcach. Po zaręczynach stwierdziłam, że skoro będę mieszkać w Chęcinach to muszę zacząć rozglądać się za pracą tu na miejscu. Miałam do wyboru albo naszą „Wielobranżową”, w której wyrabiali m.in. kryształy, firanki, obrusy, albo nasz urząd. Mile wspominam rozmowę o pracę w „Wielobranżowej”, gdzie miałam zostać zatrudniona na stanowisko do kalkulacji kosztów. Po rozmowie, poszłam na kolejną, do urzędu. Ówczesny sekretarz, Pan Roman Kula, powiedział, że bardzo chętnie by mnie widział u siebie. No i to mnie jakoś tak zaintrygowało, że zdecydowałam się podjąć pracę właśnie w urzędzie. To był dokładnie 1973 rok. Naczelnikiem Miasta i Gminy Chęciny był wówczas Pan Stanisław Pawiński i to on mnie zatrudnił. W pierwszej kolejności trafiłam do księgowości i obsługiwałam kasę, gdzie przepracowałam trzy lata. Następnie zostałam przydzielona do kultury. Później doszły mi też kartki żywnościowe, później sport, turystyka, a w latach 80. jeszcze zabytki. Pamiętam pierwsze prace na zamku, jak przyjechało wojsko i wspólnie zbieraliśmy kamienie, aby przygotować teren do pracy (uśmiech). Przygotowywałam także wnioski na dotacje od konserwatora zabytków. Później sprawowałam jeszcze nadzór nad szkołami, przedszkolami na terenie całej Gminy i Miasta Chęciny. Miałam wizytacje, przyjeżdżali kuratorzy. Później doszły jeszcze sklepy, cegiełki i ich rozprowadzanie. Także miałam pracy co nie miara (śmiech). A z kolei w latach 90., kiedy już zaczęły szwankować przewozy, doszła mi jeszcze w działalności gospodarczej rejestracja busów i przewozów. Na sam koniec dostałam jeszcze gospodarstwa agroturystyczne oraz wstępne badania głębokości zbiornika w Bolminie, jego zawartości, określenia lustra wody itp. Pamiętam, jak w tym celu pojechałam sama do Cedzyny, wypożyczyć kajak. Pan się na mnie popatrzył i mówi: „Po co Pani przyjechała, jak można brzegiem spacer zrobić” (śmiech). Z racji tej, że jeszcze nie było komórek, przed np. wyborami mieliśmy w urzędzie jeszcze dyżury nocne i popołudniowe, więc często trzeba było jedna drugą zastąpić. Miło wspominam też pierwsze wejście Ojców Franciszkanów do Chęcin. Pamiętam, jak jeden z nich przyszedł do mnie do pokoju i poprosił, abym znalazła mu jakieś zajęcie (śmiech). I właśnie niedługo potem zaczęła działać tam świetlica.
Pani Bogumiła Wrońska za czasów pracy w Urzędzie Gminy i Miasta w Chęcinach
Wracając do sportu, to w gminie Chęciny zawsze królowała piłka nożna. Dużą rolę odegrał tu Pan Jerzy Kula, który pomógł nam rozwinąć tzw. sport masowy. Organizowane były biegi, rozmaite rozgrywki. W ten masowy sport chętnie angażowali się także nasi strażacy. Wyjeżdżaliśmy na zawody np. do Bukowiny Tatrzańskiej, do Białego i Czarnego Dunajca. Brało się na nie sportowców z powiatu i naszych oczywiście. Te wyjazdy to było łączenie przyjemnego z pożytecznym, gdyż była potrzebna też oprawa muzyczna. I właśnie nasze zespoły folklorystyczne zyskiwały na tym, bo, a to mieli okazje udzielić wywiadu w radiu w Zakopanem, a to wystąpić w kościele w Białym Dunajcu. Mieli okazję zaistnieć i pokazać się szerszej publiczności.
– Czyli w sumie ile lat pracowała Pani w Urzędzie Gminy i Miasta w Chęcinach?
– Trzydzieści.
– Jak wspomina Pani pracę w urzędzie?
– Powiem tak, różnie to było, ale atmosfera była świetna. Traktowaliśmy się, jak jedna, duża rodzina. Nie zarabialiśmy wtedy może dużych pieniędzy, ale bardzo się lubiliśmy i szanowaliśmy. Pomagaliśmy sobie, każda wiedziała, czy ktoś jest chory, czy trzeba kogoś zastąpić.
– Pani Bogusiu, wiem, że była Pani radną Rady Miejskiej w Chęcinach oraz członkiem Komisji Rewizyjnej w latach 2006-2010 oraz wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej w Chęcinach w latach 2010-2014. Co skłoniło Panią do kandydowania?
– Powiem tak. Jako urzędnicy, byliśmy blisko ludzi. Człowiek był raczej lubiany, z nikim nieskłócony (uśmiech). Przyznam się, że podczas pierwszych wyborów kandydowałam bez jakichś plakatów, bez spotkań z mieszkańcami. Po prostu przeszłam. Z racji tej, że zajmowałam się kulturą i sportem, to w moich kompetencjach było organizowanie imprez. Był ten ciągły kontakt z ludźmi. Z kolei, będąc wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej nie miałam większych problemów, gdyż miałam wspaniałego przewodniczącego (red. śp. Cezary Mielczarz). Na bieżąco siadaliśmy razem wraz z Panem Burmistrzem Robertem Jaworskim i omawialiśmy ważne tematy.

Pani Bogumiła Wrońska będąc radną Rady Miejskiej w Chęcinach podczas Dożynek Gminnych. Na fotografii wraz z burmistrzem Gminy i Miasta Chęciny Robertem Jaworskim, Panią Emilią Jaworską oraz przewodniczącą Rady Miejskiej w Chęcinach Krystyną Foksą
W sumie do Rady Miejskiej kandydowałam trzy razy, ale za trzecim już mi się nie udało. Nie powiem, bo przyszłam się wtedy obejrzeć na liście. Pamiętam, że miałam 114 głosów, a trzeba było mieć ponad 200, żeby się dostać. Spotkałam wtedy takiego Pana, którego nie znałam. Zapytał się mnie – ile dostałam głosów. Odpowiedziałam, że tylko 114, a on na to: „Pani dostała aż 114 głosów? A co powiedzą ci, co dostali po 25?” (śmiech). I tak się skończyła ta moja przygoda. Siedzieliśmy wtedy z Czarkiem u mnie, oboje „przepadliśmy” podczas wyborów i dołączył do nas o. Paweł Chmura. Podszedł do mnie i powiedział tak: „Nie martw się dziewczyno, przed Tobą jeszcze dużo”. Przytulił mnie, to zapamiętałam i aż mi łzy poleciały.

Radni Rady Miejskiej w Chęcinach w latach 2010-2014 z burmistrzem Gminy i Miasta Chęciny Robertem Jaworskim. Pani Bogumiła Wrońska trzecia od lewej w pierwszym rzędzie
– Od 2022 roku jest Pani przewodniczącą Klubu Seniora w Chęcinach. Czy już wcześniej do niego Pani należała?
– Tak, dołączyłam do chęcińskiego Klubu Seniora po zakończeniu swojej działalności w Radzie Miejskiej. Wtedy jeszcze opiekowałam się moją mamą, która zmarła w 2012 roku w wieku 99 lat. Pojawiła się pustka i czymś tę pustkę chciałam wypełnić. Padło więc na Klub. Kiedy z funkcji przewodniczącej Klubu Seniora zrezygnowała Pani Ewa Kutys, trwały rozmowy, kto ją zastąpi. W sumie dyskutowaliśmy chyba dwa spotkania. Próbowaliśmy namówić Stasię Żądecką, jednak finalnie się nie zgodziła. Padło na mnie, zgodziłam się, jednak chyba nie do końca wiedziałam na co się pisze, bo jednak to duża odpowiedzialność. Mam tak, że chciałabym sprostać oczekiwaniom i dogodzić wszystkim, a tak się przecież nie da. Brakuje mi trochę takich oddolnych inicjatyw na wspólne spotkania, wyjazdy, czy wycieczki. Myślałam nawet o utworzeniu grupy tanecznej, ale nie było wystarczająco dużo chętnych. Czas pokaże, może coś się zmieni.

Pani Bogumiła Wrońska oficjalnie wybrana na przewodniczącą Klubu Seniora w Chęcinach. Na fotografii wraz z burmistrzem Gminy i Miasta Chęciny, Robertem Jaworskim. Chęciny, 20 września 2022 r.
– Ile osób przynależy do chęcińskiego Klubu Seniora?
– W tym momencie 49 osób. Z tym, że jak to jest u osób starszych, raz przychodzi 30 osób, a raz 25. Staramy się spotykać dwa lub trzy razy w miesiącu. W przyszłym roku będziemy obchodzić Jubileusz 35-lecia istnienia Klubu Seniora w Chęcinach, także czeka mnie dużo pracy (śmiech). Muszę poszukać starych zdjęć i przygotować najważniejsze informacje na podstawie kronik.
– Jakie są Pani zainteresowania? Co lubi Pani robić w wolnym czasie?
– Zdecydowanie ogródek! Mam tam jakieś warzywa, krzewy, kwiaty, drzewa. Daje mi to dużo przyjemności i relaksuje mnie to. Bardzo lubię obserwować, jak to wszystko rośnie, kwitnie. Mamy taką jabłoń, którą posadziliśmy, jako jedną z pierwszych, gdy budowaliśmy dom. Proszę sobie wyobrazić, że w tym roku uzbieraliśmy siedem skrzynek jabłek (śmiech). Bardzo lubimy z mężem także spacerować po pięknych okolicach. Często wybieramy się na piesze wędrówki na Zelejową, czy Podzamcze. Lubię także podróżować i spędzać czas z moimi bliskimi.
– Serdecznie dziękuję za rozmowę.
– Również dziękuję.


